„Niepokojące jest to, jak niektórzy w Europie, odgrywają w teatrze politycznym solidarność, robiąc thriller ze zbożem. Może się wydawać, że odgrywają własną rolę, ale w rzeczywistości pomagają przygotowywać scenę dla moskiewskiego aktora” – mówi Wołodymyr Zełeński w trakcie debaty generalnej na Sesji Zgromadzenia ONZ.
Nietrudno domyślić się, kogo ukraiński prezydent ma na myśli. To między innymi Polska – kraj, który już w pierwszych dniach rosyjskiej napaści przekazywał Ukrainie pomoc wojskową i humanitarną w bezprecedensowym wymiarze, udzielił schronienia przed bombami dla milionów uchodźców, był rzecznikiem spraw i potrzeb naszego wschodniego sąsiada na arenie międzynarodowej.
Zboże jest jednym z głównych produktów eksportowych Ukrainy. Polska, Węgry i Słowacja nie wyrażają zgody na wznowienie jego importu na rodzime rynki po wygaśnięciu unijnego embarga. Zboże może jednak wciąż być przewożone przez terytoria tych krajów tranzytem. Chodzi o obronę własnego rynku przed zalewem o wiele tańszego produktu, co nieodmiennie doprowadziłoby do drastycznego spadku cen, a w konsekwencji – pogorszenia sytuacji krajowych rolników. Ważną rolę gra również niespełnianie unijnych standardów jakości.
„Ukraina jest jak tonący, który chwyta się wszystkiego. My mamy prawo bronić się, by tonący nie zrobił nam krzywdy” – komentuje słowa swojego ukraińskiego odpowiednika Andrzej Duda.
Sprawy toczą się szybko: Zełeński obraża się na Dudę i wychodzi z sali. Ukraina zapowiada pozwanie Polski, Słowacji i Węgier w ramach WTO, grozi także embargiem na polskie jabłka. Ze strony polskich i ukraińskich polityków pojawiają się coraz ostrzejsze, bardziej zgryźliwe komentarze. Niezadowolenie czuć także wśród zwykłych Polaków, nawet tych, którzy dotychczas silnie wspierali Ukrainę słowem i czynem. Uważają, że ich chęć pomocy została wykorzystana bez choćby pozorów wdzięczności.
Zełeński spotyka się z kanclerzem Niemiec Scholzem, dziękuje za wsparcie. Widzi szczególną rolę dla Niemiec, które miałyby dołączyć do Rady Bezpieczeństwa ONZ jako stały członek wobec bezsilności tego organu. Na linii Kijów – Berlin czuć silne zbliżenie.
W Kanadzie prezydent Ukrainy oklaskuje Jarosława Hunkę, który został nazwany „kanadyjskim i ukraińskim bohaterem”. Mężczyzna służył w nazistowskiej SS Galizien, która na okupowanych ziemiach popełniła liczne zbrodnie.
Trwająca wojna przeszkadza ukraińskim władzom w umożliwieniu właściwego upamiętnienia Polaków pomordowanych na Wołyniu. Ta sprawa, często wykorzystywana przez rosyjską propagandę, wciąż dzieli oba narody. Wojna nie przeszkadza jednak w pozywaniu Polski lub oklaskiwaniu nazistowskiego zbrodniarza.
Na Kremlu i w znajdującej się pod Petersburgiem fabryce trolli przecierają pewnie oczy ze zdziwienia: oto Zełeński, ten Zełeński, którego jeszcze niedawno uważaliśmy przecież za prawdziwego bohatera, zrobił to, co nie udało się rosyjskiej propagandzie: skutecznie podzielił narody.
Pamiętam klimat pierwszych miesięcy trwającej do dziś wojny. Zwykłych Polaków bezinteresownie pomagających Ukraińcom, transportujących ich po przekroczeniu granicy, zawożących paczki z najpotrzebniejszymi rzeczami. Polaków przyjmujących całe rodziny we własnych domach. Wpłacających swoje pieniądze na zbiórki. Wywieszających ukraińskie flagi i zdjęcia prezydenta Zełeńskiego, przyrównywanego wówczas do króla Leonidasa i jego trzystu spartan.
Pamiętam także ponad trzysta czołgów różnych typów przekazanych Ukrainie, armatohaubice Krab i Goździk, myśliwce MiG-29, bojowe wozy piechoty BWP-1, wyrzutnie rakietowe Grad, systemy przeciwlotnicze Osa, Newa i Szyłka, helikoptery, drony, karabiny, pociski, amunicję.
„Polacy dla Ukraińców otworzyli swoje serca” – mówiono w reportażu jednej z zagranicznych stacji telewizyjnych.
Snuto wówczas wizje przyszłego zjednoczenia tak bliskich przecież narodów, mitycznej koncepcji Międzymorza, wiecznej przyjaźni, która okazała się trwać niespełna dwa lata.
Czy dziś, po słowach i czynach ukraińskich władz, Polacy mogą czuć się wykorzystani? Oszukani? Oczywiście. To kolejna w naszej historii gorzka lekcja realpolitik. W międzynarodowej polityce nie liczą się symbole, honor, marzenia i piękne słowa. Liczą się interesy, pieniądze, siła.
Zełeński i jego koledzy wiedzą doskonale, że Polska nie może już Ukrainie wiele dać. Nie jest też krajem dość bogatym, by finansować wojnę, której końca nie widać. Dlatego kończą ze zgrywaniem przyjaźni i odwracają się do bogatszych sojuszników. Tych samych, którzy w 2014 roku zignorowali aneksję Krymu i wojnę w Donbasie, doprowadzili do podpisania tzw. porozumień mińskich, gdzie Rosja nie została nawet wymieniona nawet jako agresor, a na początku pełnoskalowej wojny wieszczyli Ukrainie upadek po kilku dniach.
Można pomyśleć, że ostatnie działania rządu naszego wschodniego sąsiada stanowią przykład dbałości o sytuację własnych rolników postawionych w obliczu koszmaru wojny. Szacuje się jednak, że ponad 70% ziemi rolnej na Ukrainie należy do wielkich agroholdingów. Te z kolei stanowią własność oligarchów lub zachodnich korporacji. Zełeński atakując Polskę nie walczy wcale o byt ukraińskiego drobnego rolnika. Walczy o interes wielkiego kapitału.
Dziś o marzeniach o współpracy i wspólnej przyszłości polsko-ukraińskiej przypominają chyba jedynie powywieszane wciąż gdzieniegdzie ukraińskie flagi. I stojący przed sklepami i na miejskich placach nachalni zbieracze darowizn w nie owinięci, oferujący możliwość pomocy na Siły Zbrojne Ukrainy lub ukraińskie dzieci. Co dalej dzieje się z pieniędzmi nie wie nikt.
Ukraina ma dziś nowych, o wiele silniejszych przyjaciół. Czy ci przyjaciele jej nie zawiodą? Czy nie skończy się tak, jak z ugodą perejasławską, gdy w imieniu doraźnych celów politycznych zamiast skorzystać z polskiej oferty utworzenia równorzędnego składnika Rzeczypospolitej wybrano protekcję cara Moskwy, co ostatecznie doprowadziło do rusyfikacji, zahamowania rozwoju kulturalnego i likwidacji Siczy Zaporoskiej?
Choć możemy być zawiedzeni, Polska osiągnęła swój cel. Pochód rosyjskiego barbarzyństwa i faszyzmu na zachód został skutecznie zatrzymany. Armia orków będzie odbudowywać się przez dekady. Nasza pomoc była w tym wszystkim kluczowa i być może zapobiegła kolejnemu przelewowi polskiej krwi.
Mieliśmy jednak o wiele większe perspektywy. Mieliśmy historyczną szansę, wolę i możliwości do naprawy relacji polsko-ukraińskich, do budowy wspólnej, świetlanej przyszłości. Została ona zmarnowana, a Polacy – naród dumny, honorowy i w relacjach międzynarodowych kierujący się bardziej sercem niż rozumem – na długo zapamiętają obelgi Zełeńskiego.
Na gwałtownie rosnącej niechęci Polaków do Ukraińców nie straci w żaden sposób Zełeński i oligarchowie. Konsekwencje poniesie zwykły Saszka, który w Polsce żyje i ciężko pracuje, nawet jeśli całkowicie nie zgadza się on z linią polityczną swojego rządu. Jego sytuacja się będzie tylko pogarszać, bo konflikt na linii Polska-Ukraina to woda na młyn dla krajowych rusofili i rosyjskiej propagandy.
Ukraina zdecydowanie nie ma szczęścia do swoich rządzących. Skutecznie niszcząc relacje między naszymi krajami w imię interesu oligarchów to właśnie Zełeński przygotowuje scenę dla moskiewskiego aktora.
Spodobał Ci się ten artykuł? Uważasz go za przydatny? Postaw kawę dla naszej redakcji i wesprzyj dalszy rozwój serwisu!